poniedziałek, 28 maja 2012

Pisarze o pisaniu (9) - Vladimir Nabokov

Vladimir Nabokov
“Kiedy pisarz zasiada do tworzenia swej rekonstrukcji, doświadczenie podpowiada mu, czego unikać w chwilach dotykającej nawet największych przejściowej ślepoty, kiedy to pokryte brodawkami, tłuste chochliki konwencji lub zwinne skrzaty, zwane „watą” usiłują wdrapać się po nogach biurka. Płomienny wostorg* wykonał swe zadanie i teraz zakłada okulary spokojne wdochnowienije**. Stronice pozostają wciąż puste, ale mamy cudowne poczucie, że wszystkie potrzebne słowa są na podorędziu i, zapisane sympatycznym atramentem, hałaśliwie domagają się wydobycia na światło dzienne. Możesz, jeśli chcesz, pracować nad dowolną partią obrazu, bo pojęcie sekwencji, kolejności w gruncie rzeczy dla autora nie istnieje. Kolejność bierze się stąd, że słowa muszą być zapisane jedno po drugim na kolejnych stronach, tak jak umysł czytelnika musi mieć czas, by przedrzeć się przez książkę, przynajmniej przy pierwszej lekturze. Czas i następstwo zdarzeń nie może istnieć w umyśle autora, bo żaden element czasu ani przestrzeni nie rządził pierwotną wizją. Gdyby umysł podążał po dowolnych liniach i gdyby książkę dało się czytać tak, jak ogląda się obraz, to znaczy bez obowiązku wodzenia wzrokiem z lewa na prawo i bez uwzględniania absurdalnego ładu początków i końców, byłby to idealny sposób odbioru powieści, ponieważ tak widział ją autor w chwili rodzenia się jej koncepcji.

A zatem jest już gotów, by ją napisać. Ma wszystko, co niezbędne. Jego wieczne pióro jest napełnione, w domu panuje cisza, tytoń i zapałki leżą w zasięgu ręki, noc jest młoda… Zostawimy go w tej przyjemnej sytuacji i wyjdziemy po cichutku, zamkniemy za sobą drzwi i odchodząc, przegonimy spod domu potwora ponurego zdrowego rozsądku, który gramoli się po schodach, utyskując, że książka nie jest dla przeciętnego czytelnika, że nigdy, przenigdy się… I właśnie wtedy, zanim zdrowy rozsądek zdąży wypluć z siebie to słowo – s, p, rz, e… , należy go zastrzelić.”

* uniesienie
** odzyskanie

Vladimir Nabokov, Wykłady o literaturze, Muza SA, 2005, s. 479-480.

2 komentarze:

  1. Pierwszy akapit jakoś ciężko mi się czytało.
    Drugi jednak jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepyszny tekst. ... pokryte brodawkami, tłuste chochliki konwencji lub zwinne skrzaty, zwane „watą” Iluż autorów nie potrafi pogonić ich z nóg biurka. No i ostatni akapit ... Cymes :D

    OdpowiedzUsuń