Nabokov piszący w łóżku |
„Jak zbieram
materiał do książki? Wiem jedynie, że w bardzo wczesnej fazie rodzenia się
powieści czuję potrzebę, aby gromadzić źdźbła słomy i łykać kamyki. Nikt nie
dojdzie, jak wyraźnie ptak wyobraża sobie, jeśli w ogóle sobie wyobraża,
przyszłe gniazdo i złożone jaja. Kiedy później wspominam siłę, która kazała mi
zanotować poprawną nazwę przedmiotów, ich wymiary czy odcienie, nim jeszcze ta
informacja okazała się potrzebna, skłonny jestem założyć, że to, co z braku
lepszego terminu nazywam natchnieniem, już działało uparcie kierując mnie to
tu, to tam, każąc gromadzić znany materiał dla nieznanej struktury. Po
pierwszym szoku rozpoznania — nagłe zrozumienie: to jest właśnie to, co zamierzam
pisać — powieść rodzi się sama; ten proces rozwija się w umyśle, nie na
papierze: aby uprzytomnić sobie etap osiągnięty w danym momencie nie muszę
wyraźnie dostrzegać każdego zdania. Czuję rodzaj delikatnego rozwoju,
wewnętrznego wygładzania, i wiem, że szczegóły są już na miejscu, że zobaczyłbym
je, gdybym przyjrzał się dokładniej, gdybym zatrzymał maszynę i otworzył wewnętrzne
przegródki, ale wolę czekać aż to, co luźno określa się jako natchnienie,
wykona za mnie pracę. Przychodzi wreszcie moment, gdy otrzymuję od wewnątrz
zawiadomienie, że cała struktura jest ukończona. Pozostaje mi teraz jedynie
wziąć pióro lub ołówek. Ponieważ całą strukturę, mgliście rozbłyskującą w
umyśle, można porównać do obrazu, ponieważ do właściwego uchwycenia malowidła
nie jest konieczny ruch od lewej do prawej, przeto mogę, gdy przystępuję do
pisania, kierować reflektor na dowolną część utworu. Nie zaczynam powieści od
początku. Nie sięgam po rozdział trzeci nim rozpocznę czwarty, nie posuwam się
sumiennie od jednej strony do następnej, nie, biorę trochę tu, trochę tam, aż
zapełnię wszystkie luki. Dlatego lubię pisać powieści i opowiadania na
fiszkach, które numeruję, gdy całość jest skończona. Każdą fiszkę przepisuję
wiele razy. Trzy fiszki składają się mniej więcej na stronę maszynopisu. Kiedy
wreszcie czuję, że skopiowałem wyobrażone malowidło na tyle wiernie, na ile
było fizycznie możliwe — niestety, zawsze zostaje pewna ilość pustych miejsc —
wówczas dyktuję powieść żonie, która pisze ją na maszynie w trzech egzemplarzach."
„Wolałbym, aby mnie nie mylono z Platonem, za którym zresztą nie przepadam, ale sądzę, że w moim wypadku naprawdę cała książka, zanim zostanie napisana, istnieje gotowa w jakimś innym, czasem mglistym, czasem przejrzystym, wymiarze, a moim zadaniem jest wydobyć na jaw tyle, ile zdołam, i z taką precyzją, na jaką pozwalają ludzkie ograniczenia. Pisząc odczuwam największe szczęście wówczas, gdy czuję, że nie mogę zrozumieć, lub raczej chwytam siebie na nierozumieniu, jak i dlaczego dany obraz, pomysł konstrukcyjny czy dokładne sformułowanie zjawiło się we mnie. Czasem bawię się patrząc na czytelników, gdy usiłują w rzeczowy sposób wyjaśnić te szalone poczynania mego niezbyt sprawnego umysłu."
„Powiedziałbym, że wyobraźnia jest formą pamięci. Leżeć, Platon, dobry piesek, dobry. Obraz powstaje dzięki umiejętności kojarzenia, a skojarzenia przygotowuje i podsuwa pamięć... W tym znaczeniu zarówno pamięć, jak i wyobraźnia są formą negacji czasu."
„Przyznaję, nie wierzę w czas. Lubię tak składać mój zaczarowany dywan, aby wzory zachodziły na siebie. Niech zwiedzający podróżują. A najwyższe uniesienie bezczasowości — gdy w przypadkowym krajobrazie stoję wśród rzadkich motyli i żywiących je roślin. Ekstaza, a za ekstazą jest coś innego, co trudno określić. Jakby chwilowa próżnia, wchłaniająca wszystko, co kocham. Poczucie tożsamości ze słońcem i kamieniem. Dreszcz wdzięczności komu należy — kontrapunktowemu geniuszowi ludzkiego losu albo czułym duchom łaskawym dla szczęśliwego śmiertelnika."
„Ilekroć w snach widzę moich umarłych, pojawiają się zawsze milczący, zatroskani, dziwnie przygnębieni, tak różni od swoich drogich, jasnych postaci. Uświadamiam sobie bez zdziwienia ich obecność w miejscach, których nigdy nie odwiedzili za ziemskiego życia, w domu jakiegoś z moich nieznanych im przyjaciół. Siedzą w kącie, wbijają wzrok w podłogę, jakby śmierć była żenującą skazą, wstydliwą tajemnicą rodzinną. To na pewno nie wtedy, nie w snach, lecz kiedy oczy są szeroko otwarte, w momentach uniesienia, w chwilach istotnych dokonań, na najwyższym tarasie świadomości śmiertelni mogą zerkać poza swoje granice — z wyniosłości, z zamkowej baszty przeszłości. I choć niewiele możemy dostrzec przez mgłę, pozostaje jednak błogosławione odczucie, że patrzymy we właściwym kierunku."
„Mój stosunek do Boga? Postaram się być całkiem szczery — i teraz powiem coś, czego nie powiedziałem nigdy dotąd, a mam nadzieję, że wywoła to lekki dreszcz — wiem więcej, niż potrafię wyrazić w słowach, a tej odrobiny, którą potrafię wyrazić, nie byłbym potrafił, gdybym nie wiedział więcej."
„Zastanawiam się, czy rzeczywiście w mojej twórczości jest tak dużo zatracenia i »frustracji«? Humbert jest sfrustrowany, to jasne: kilku innych łajdaków jest sfrustrowanych; polityczne państwa są potwornie sfrustrowane w moich powieściach i opowiadaniach; ale moje umiłowane twory, moje postaci pełne blasku — w Darze, w Zaproszeniu na ścięcie, w Adzie, w Wyczynie — na dłuższą metę okazują się zwycięzcami. Pewnego dnia, wierzę, pojawi się ktoś o nowym spojrzeniu i ogłosi, że nie tylko nie byłem frywolnym ptakiem ognistym, lecz byłem surowym moralistą, deptałem grzech, biłem w głupotę, ośmieszałem wulgarność i okrucieństwo — a najwyższą władzę oddawałem w ręce delikatności, talentu i dumy."
[W]: Wojciech Karpiński Portret wyobraźni, ze zbioru esejów W Central Parku, Warszawa 1980. Tekst według wydania IV (Wrocław
1998), s. 80-118.
ach, jak to pięknie powiedział o poczuciu tożsamości ze słońcem i kamieniem :)
OdpowiedzUsuńbardzo mi przemawia do wyobraźni myśl, że gotowe książki istnieją gdzieś tam w świecie idei i chodzi ,,tylko" o to, żeby je z niego wydobyć. dostać się do tej biblioteki - to byłoby COŚ :)
To bardzo inspirujący pomysł, jakiś pisarz powinien go wykorzystać w swojej książce. Książka, która żyje, przenika do świata rzeczywistego, życia autora, albo coś takiego jak w "Krainie Chichów", to co napisze autor urzeczywistnia się w świecie realnym, następuje śmierć pewnych osób, wypadki zdarzają się tak jak to zostało opisane w książce. Może też w tym świecie idei istnieje jedna księga, w której zawarte są wszystkie książki świata, taka Księga tysiąca i jednej nocy połączona z Biblią i starożytnymi eposami, Iliadą i Odyseją, etc. nie zapominajmy o Don Kichocie, z którego to czerpią wszyscy pisarze.
Usuńto mógłby być Twój debiut literacki :)
Usuń