niedziela, 6 stycznia 2013

"Portret wyobraźni" (5) - Wojciech Karpiński

Powtarzał stale, że angielszczyzna była jego rodzinnym językiem, powtarzał, że myśli nie słowami, lecz obrazami, powtarzał, że im wybitniejszy artysta, tym mniejsze znaczenie ma ogólna etykieta narodowości, bo w poważnej sztuce liczy się przede wszystkim indywidualność spojrzenia, koloryt spojrzenia, śmiałość metafory. A jednak pisał przecież słowami, odwoływał się do ustalonego bagażu skojarzeń. Posłowie do amerykańskiej edycji Lolity, która oznaczała jego triumfalny ingres do literatury anglosaskiej, zakończył osobistym wyznaniem: „Po publikacji w 1955 roku mojej książki przez paryską Olympia Press jeden z amerykańskich krytyków powiedział, że Lolita jest owocem mego romansu z formą powieściową. Zastąpcie »formę powieściową« »językiem angielskim« i elegancka formuła stanie się prawdziwsza. Ale tutaj, czuję, w moim głosie brzmią akcenty zbyt już rozdzierające. Żaden z amerykańskich przyjaciół nie zna moich rosyjskich powieści, wszelka ocena opierająca się tylko na angielskiej części twórczości będzie mglista i niekompletna. To moja osobista tragedia, która nie może i nie powinna nikogo obchodzić, że musiałem zamienić ojczysty język, słownictwo rosyjskie tak bogate, tak swobodne, tak mi cudownie posłuszne, na angielszczyznę drugiego sortu..."

Mógł tak pisać, bo wiedział już, że jego angielszczyzna jest niezrównana, że właśnie nad słowem osiągnął triumf całkowity, że wymyślił już swoją Amerykę. Kiedy jednak w pierwszym amerykańskim wierszu żegnał „najdelikatniejszy z języków" i zapowiadał kontynuację artystycznych wysiłków za pomocą niezdarnych kamiennych narzędzi, przyszłe triumfy były jeszcze daleko:

But now thou too must go: just here we part,
softest of tongues, my true one, all my own...
And I am left to grope for heart and art
and start anew with clumsy tools of stone.

Przybył do Stanów w maju 1940 roku. Rozpoczął karierę uniwersytecką. Przemierzył drogę od skromnego wykładowcy do profesora zwyczajnego nie napisawszy ani jednego naukowego artykułu. Wykładał w Wellesley College i w Cornell University literaturę rosyjską, angielską oraz porównawczą. Do najwspanialszych okresów życia zaliczał lata 1941-1948, gdy był równolegle pracownikiem naukowym Museum of Camparative Zoology Uniwersytetu Harvardzkiego. Spędzał codziennie wiele godzin przy mikroskopie prowadząc badania nad organami owadów. W czasie wakacji jeździł po całej Ameryce w poszukiwaniu łowisk motyli (te podróże zostaną wspaniale wykorzystane w Lolicie do opisu całkiem innych łowów). „W Stanach znalazłem więcej przyjaciół niż kiedykolwiek dotąd — podkreślał w wywiadach — znalazłem najlepszych czytelników, kilku bystrych studentów, czuję się Amerykaninem". Szybko zaczął publikować w pismach o takim prestiżu, jak „New Yorker" i „Atlantic Review". Do wydania Lolity jego książki nie budziły jednak większego echa.

Dwie pierwsze angielskie powieści dotyczyły może tematów zbyt autorowi bliskich, a tak się zawsze odżegnywał od pisarstwa problemowego. Nie były powieściami z tezą, ale brakowało dystansującego spojrzenia, dzięki któremu gry wyobraźni i pamięci poddane by zostały destylacji, przemienieniu, wzmocnieniu. Artysta pisał o problemach artysty, wróg wszelkiej tyranii ukazywał koszmar tyranii. Prawdziwe życie Sebastiana Knighta jest skromniejszą kontynuacją pewnych wątków Daru. Biografia powieściopisarza, Sebastiana Knighta, podjęta przez jego przyrodniego brata, jego sobowtóra, może przez niego samego? Postać tytułowa zlewa się z narratorem, nawet z autorem, choć do końca pozostaje nieuchwytna. Bękarci znak (Bend Sinister), pierwsza powieść napisana już w Ameryce, to znów, jak Zaproszenie na ścięcie, koszmarna groteska, mniej niż poprzednia fantastyczna, bo opisy potwornych lekarskich eksperymentów musiały powstać pod wrażeniem nazistowskiego bestialstwa. Panująca w kraju Paduka teoria ekwilizmu też nie jest czystą inwencją. Tytuł, jak wyjaśnia Nabokov, oznacza w heraldyce linię przecinającą tarczę herbową od lewej strony, co wedle powszechnego, lecz nieuzasadnionego mniemania oznacza bękarcie pochodzenie. Tytuł sugeruje fałszywy kierunek obrany przez życie, bękarci świat.

Może jako przygotowanie do dzieła, które miało być ostatecznym podbojem amerykańskiego języka i literatury, pisał kolejne rozdziały wspomnień, pisał angielszczyzną bogatą, wypracowaną, ozdobną. Ukazały się jako Rozstrzygający dowód — „miał to być rozstrzygający dowód, że istniałem". Początek dała im napisana dla Jeana Paulhana nowela Mademoiselle O. Dzisiaj ten tytuł, w dodatku zestawiony z nazwiskiem Paulhana, może wywołać uśmiech, ale należy zapewnić, że po proustowsku nostalgiczna opowieść o zagubionej w obcym kraju starzejącej się nauczycielce nie ma nic wspólnego z nakreślonymi w Histoire d'O przygodami pewnej zbyt pilnej uczennicy. Wspomnienia Nabokova miały zresztą dalsze znamienne perypetie. Rozstrzygający dowód był już niepotrzebny. Lolita Haze złożyła wkrótce świadectwa bardziej przekonujące (ale żaden dowód nie będzie uznany nigdy za rozstrzygający, wszystkie są tylko przybliżeniami, tylko odblaskiem wcale nie bladego światła w wielu zwierciadłach). W 1954 wyszła rozszerzona rosyjska wersja tych wspomnień Inne brzegi. Wreszcie objawiło się ich najpełniejsze, angielskie wcielenie Mów, pamięci. „To zangielszczenie rosyjskiej przeróbki tego, co było angielską ewokacją rosyjskich przede wszystkim wspomnień, okazało się diabelskim zadaniem, ale czerpałem pociechę z myśli, że tego rodzaju przemian, dobrze znanych motylom, nie próbował dotąd nikt z ludzi." On jeden potrafił tak porazić trójką języków.

Wojciech Karpiński Portret wyobraźni, ze zbioru esejów W Central Parku, Warszawa 1980. Tekst według wydania IV (Wrocław 1998), s. 80-118.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz