List Sławomira Mrożka do Stanisława Lema
Zakopane, 2 stycznia 1963 roku
Dzisiaj w
pigeon-hole’u [przegródce] w recepcji znalazłem list Twój. W Zakopanem
zostajemy, w Zakopanem. W pierwszy dzień świąt moja żona nadwerężyła
sobie rączkę w przegubie na skutek upadku na verglasie [gołoledzi].
Najpierw nie bolało, potem w nocy bolało – i dramatyczne szukania
jakiegokolwiek pojazdu w środku nocy, kiedy Boża Dziecina miała już ze
26 godzin życia ludzkiego na ziemi. Szpital i gisp (gips), na szczęście
skończyło się na gipsie i przykazaniu, żeby gipsu nie zdejmować przez
dwa tygodnie. Więc nie chcę, żebyśmy wracali do Warszawy, dopóki rączka
unieruchomiona, bo tutaj nic nie trzeba, tylko pozwolić, żeby gips robił
swoje. I dlatego będziemy tutaj do 9, 10 bm.
Zima jest taka,
że jestem z niej dumny jako Polak. Nareszcie coś niepołowicznego, coś
prawdziwego w tym kraju ułamków. Cudowne tu śniegi i zamrozy, chojary w
śniegu puszystym, cisza gór majestatyczna. Na nartach pożyczonych i w
butach pożyczonych (natychmiast rany na nogach) zacząłem się uczyć,
bardzo mi się spodobało. Kupię sobie własny sprzęt i będę uprawiał.
Sylwester miał miejsce w barze Roma, Cyganie grali. Schodzili też z
estrady, grali kobietom do ucha na skrzypcach łkających, w oczy patrząc
(za opłatą). Ładnie było, opuściliśmy w porę lokal, więc pozostały
poprawne, jak przystało na ludzi kulturalnych, wspomnienia. W sieni za
to stał gazda, bardzo pijany, którego kobieta waliła w pysk raz za
razem. A on tylko oczy przymykał i prosił: „Jeszcze, jeszcze...”.
Szwagier przyjechał ze szwagierką, citroenem starym, tym o długim ryju,
co do ścigania wrogów PRL dawniej służył. Więc wiele mieliśmy zabawy z
wyciąganiem go ze śniegu to tu, to tam. [...]
Duch mój ostatnio ciężkawy. Przykuty do ciała obżartego, rozbestwionego
odcięciem od źródeł odpowiedzialności, od telefonu i wielkomiejskich
niepokojów. W sielskość się zapadłem jak w piernaty. A to pospać, a to w
okno popatrzeć, przejść się, pochrząkać, gazetkę poczytać, jak Rej
istny. Czasem tylko w drzwiach jakaś postać ogromna, niekształtna.
Postoi groźnie, pomilczy. To Byt. Z małżonką swoją, tajemnicą, panią
Bytową z Eternulskich.
Od gór pozdrowienia, haj.
Sł.
Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Listy, Wydawnictwo Literackie 2011, s. 206–209.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz