środa, 24 kwietnia 2013

Gra z istnieniem

"W liście do Du Campa znalazło jednak wyraz coś jeszcze, coś, co okaże się zasadnicze dla sposobu, w jaki Flaubert będzie uprawiał literaturę - jego szaleńczy, gorączkowy pośpiech, jego niedające się opanować pragnienie, żeby w jakiś sposób koniecznie zatrzymać zmarłą, jeśli nie ją całą, to chociaż jej twarz, dłoń, popiersie, pukiel, cokolwiek. Zatrzymać ją - ale nie ją samą jako nieżywe ciało, tylko różne materialne znaki jej nieobecności: maskę pośmiertną, odlew jej dłoni albo 'te biedne przedmioty', kolorowy szal czy pulpit, których żyjąc dotykała.

Popiersie Caroline [...] stanęło na postumencie w jego gabinecie w Croisset i pozostało tam aż do dnia jego śmierci. Bo Flaubert pracował w obecności zmarłych i troszczył się o ich dzieci [...]. Obecność zmarłych nie stała się może tematem jego literatury w takim samym sensie, w jakim były nim na przykład obyczaje prowincji, owładnięta namiętnością kobieta, wieczna głupota czy religie starożytne z ich krwawą liturgią. Był to raczej temat tematów - czarna podszewka wszystkich jego książek, dzięki której tkanina literatury nabiera u niego ciała i barwy.

Chociaż w niektórych miejscach dzieł Flauberta, podobnie jak w niektórych momentach jego życia, zdarza się przecież, że podszewka prześwieca spod tkaniny swoim ciemnym blaskiem. Tak dzieje się na przykład w tych kilku tajemniczych momentach Trzech baśni, kiedy nagle odnosi się wrażenie dotknięcia żywej tkanki, jakby Flaubert jakąś tylko sobie znaną techniką literackiej intarsji włożył do tekstu własną żałobę. Tak dzieje się wtedy, kiedy Julian przesypuje między palcami siwe włosy swojej matki, którą sam przed chwilą zamordował - gestem mimowolnym, trwającym mgnienie, intymnym. Podobnie w tej nieskończenie prostej scenie z Czystego serca, kiedy pani Auban z Félicité razem przeglądają rzeczy zmarłej Virginie, a słońce oświetla 'te biedne przedmioty' i widać na nich 'wszystkie fałdki i zmarszczki, które powstały wskutek ruchów tamtego ciała'. To nie są sceny, które dałoby się wymyślić albo podpatrzeć z bliskiej odległości - oglądamy je tu w zbyt dużym zbliżeniu i w dziwnie zagęszczonej aurze, są to zresztą takie sytuacje, które w życiu zazwyczaj odbywają się bez świadków. Nie ulega żadnej wątpliwości, że w tych fragmentach Flaubert przypisał swoim bohaterom własne doświadczenia związane ze śmiercią matki i siostry - to on razem z matką przeglądał rzeczy zmarłej Caroline i to on przesypywał między palcami włosy swojej nieżyjącej matki.

Takich zabiegów nie da się uzasadnić tylko troską o realizm, są one czymś więcej - czymś, co wykracza poza granice literatury, zmieniając ją w rodzaj gry z istnieniem. Myślę, że te dokonywane przez Flauberta literackie intarsje wspomnień to miały być w jego zamyśle prawdziwe pogrzeby zmarłych najbliższych [...]. To był jego sposób na zapewnienie im życia wiecznego, znacznie lepszy niż zwykły pogrzeb, który tak często nie spełnia wiązanych z nim oczekiwań, a nawet urąga pamięci zmarłego, przede wszystkim zaś nie daje żadnych perspektyw na wieczność dłuższą niż ta wyznaczana przez trwałość kamiennego nagrobka. Bo Flaubert należał do tych osób, które z większości pogrzebów, w jakich biorą udział, wracają głęboko urażone wulgarnością ceremonii oraz jej całkowitą nieadekwatnością. Nie inaczej było z pogrzebem Caroline. [...]".

Renata Lis, Ręka Flauberta, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2011, s. 34-36.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz