Baugy, czwartek, 19 maja 1921 roku
Muszę jeszcze raz napisać do Ciebie, kochana moja, póki jesteś w Paryżu.
Gdybym już nigdy nie otrzymała od Ciebie słówka, mogłabym żyć Twoim
listem. Zadałaś sobie trud – wiem przecież, co znaczy pisać – i
przesłałaś mi kawał Paryża – kompletny – ze sobą samą i ruchem ulicznym
(chciałabym być w takim miejscu, gdzie taksówki przejeżdżają ludzi), i
marmurowymi parapetami, i sklepami, gdzie widać kiełbasy wśród kwiatów, i
z petit dejeuner, i z Wyndhamem Lewisem, i... więc przebiegłam
przez Twój list, a potem włóczyłam się po nim powoli, zatrzymując się,
podziwiając i kochając; wąchałam wszystko i wszystkiego słuchałam. To
był wspaniały dar, Anno – un cadeau superbe pour moi. Kocham Cię
za to, czujesz? Musisz czuć. Byłam w Paryżu, a nawet w St. Cloud, gdyż
na wieść o Twoim projekcie wynajęcia tam domku, zaczęłam marzyć o
sąsiedniej willi. Śliczne są nasze dwa domki – dwupiętrowe z krzakami
bzu przy bramie. Zrobiłam w płocie dziurę, przez którą mogę rzucić okiem
do Ciebie i rano wyśledziłam małego – robił porządki w ogrodzie.
Zawołałam: „Dawidzie!” – odparł dość niedbale: „Co?” Spytałam: „Chcesz
przyjść dziś do mnie na podwieczorek?” – odwrócił się i krzyknął w
stronę domu: „Ona chce, żebym przyszedł na podwieczorek!” Na to pokazała
się w oknie Twoja głowa i powiedziałaś: „No i cóż, chcesz iść?” – Dawid
odrzekł: „A co mamy w domu do herbaty?” – Był to przemiły sen. Marzę,
aby się spełnił, dopiero byśmy się ubawiły! Wieczorem lampa stałaby na
stole w ogrodzie. Widzę całe urocze życie, które obecnie bardziej by mi
odpowiadało niż życie kawiarniane.
Mimo to Paryż i Londyn mają swój urok. Dobrze czasami porozmawiać, a ja
lubię obserwować i słuchać. Góry działają przygnębiająco w roli sąsiadki
przy stole. A jednak kiedy leżę, patrzę na nie całymi dniami, i groza
mnie przejmuje... Gdybym je mogła umieścić w noweli – les placer.
W sobotę byłam u największego specjalisty w Szwajcarii, Anno, i dlatego
Twój list przyszedł niezwykle w porę – dobrze mi zrobił, zbliżył mię do
życia. Po wizycie u tego lekarza krajobraz i wszystko – zmieniło się –
oddaliło się trochę. Zawsze sobie wyobrażam, że mi doktor powie:
„Polepszenie? Oczywiście! Wkrótce pani wyzdrowieje. Za sześć miesięcy
będzie pani zdrowa jak ryba”. Ale mimo że ten pan był bardzo miły, nie
chciał powiedzieć nic ponad: „Jeszcze jest nadzieja” – to wszystko.
Starałam się wtrącić słowo: guerir [wyzdrowieć], ale mi się nie
udało. Mogłam jedynie wyciągnąć z doktora następujące zdanie: „Jeśli
pani żołądek będzie w dalszym ciągu trawił, jest jeszcze nadzieja”.
Cóż to za piekło tak kochać życie jak ja! Uważam, że moja miłość
wzrasta, zamiast się zmniejszać. Życie mi wcale nie powszednieje – wciąż
jest dla mnie cudem. Mam nadzieję, że pozostanę na tym świecie dość
długo, aby napisać prawdziwie dobre dzieło. Sprzykrzyli mi się ci
obiecujący ludzie, co młodo umierają; nie pragnę powiększyć ich grona.
Wobec tego będę w dalszym ciągu pochłaniała jeunes d’oeufs i de la cierne... [żółtka i śmietanę].
Już wieczór. Pewnie zapalają światła na ulicach. Widzę kuliste cienie
drzew, ciepłą biel bruku, widzę śpieszących ludzi. A tutaj – góry odbite
w jeziorze są sinawe, zimne, tylko same Wierzchołki przykrywa śnieg
morelowego koloru. Cudne jest życie. „Żyć – to wystarcza”, mogłabym się
prawie z tym zgodzić – ale niezupełnie.
Katherine
Mansfield, Listy, tłum. Maria Godlewska, Czytelnik 1978.
Źródło fragmentu: Płaszcz zabójcy
Zbyszekspirze,
OdpowiedzUsuńprzedwcześnie obwieściłam swój powrót, bo jednak jeszcze nie, jeszcze mnie coś wypycha z monitora w prawdziwy świat, choć zawsze twierdzę, że one obydwa są jednakowo realne.
piękne zdjęcia opublikowałeś w zakładce ,,stare fotografie" - mam taką samą u siebie :)
podlewaj paprotkę, żeby się pięknie zieleniła, jak już wrócę :)