sobota, 29 czerwca 2013

"Cieszmy się tym wszystkim, póki żyjemy"

D. H. Lawrence

List Davida Herberta Lawrence'a do Katherine Mansfield

Mountain Cottage, Middleton, 9 lutego 1919 roku

Kochana Katherine. [...] Mamy cudowną pogodę, słońce iskrzy się na śniegu, niebo czyste jak w lecie i w tym złocistym oświetleniu widzi się wyraźnie nawet daleki świat. Ale jest straszliwie zimno, wszystko zamarza, mleko, musztarda, wszystko jest zamrożone na kość. Wczoraj poszedłem na pierwszy duży spacer, byłem przez kilka dni przeziębiony i leżałem w łóżku. Wdrapaliśmy się z moją małą siostrzenicą na nagie wzgórze. Ogromnie lubię obserwować ślady na śniegu: śliczne łańcuszki śladów króliczych, plączące się po całym szczycie. Głębokie tropy zajęcy. Lis, elegancko i szybko przeskakujący przez murek. Ptaki skaczące na obu nóżkach. Prosty, piękny ślad kroczącego bażanta. Splątane tropy dzikich gołębi, poruszających się w stadzie. Drobne i śliczne ślady łasic, podobne do naszyjnika z jagód, rozciągniętego na śniegu. Filigranowe ślady polnych myszy i ciągłe linie krecich korytarzy. Niezwykły świat dzikich stworzeń, wyraźnie czytelny wszędzie dokoła na ośnieżonym szczycie. Krajobraz widziany z góry jest bardzo piękny. Srebrzyście białe, nagie podgórze ciągnie się daleko w przestrzeń, osobliwie sfałdowane jak mięśnie, i miejscami błyszczące jak skóra. Tylko niewidzialny wiatr zaskakiwał lodowatymi porywami. Słoneczny blask przesuwał się powoli po polu, jak gdyby w sennym odrętwieniu. Jakże nic nie znaczące wydawały się te wszystkie żywe istoty i stworzenia. Dwaj mężczyźni, mali jak kropki, poruszali się po ośnieżonym zboczu, niosąc siano dla zwierząt. Wciąż wydawało się, że za chwilę rozpłyną się i znikają jak pyłki kurzu. Biała, pofałdowana, ożywiona słońcem śnieżna pokrywa pochłaniała wszystko dokoła. Tylko na samym szczycie wzgórza tkwiła mała kępa niskich buków, a ich splątane, nagie konary rysowały się na tle błękitnego nieba, jak rzeźba z żelaza. Chciałoby się móc przestać być człowiekiem i stać się demonem. Allzu Menschlich [nazbyt ludzki].
Przyjechała do nas moja siostra Emily z córeczką, która dziś obchodzi urodziny. Emily piecze słodki rogal i ciastka, Frieda szyje dla Peggy jasnozieloną sukienkę, a ja doradzam i do wszystkiego się wtrącam. Pamela lamentuje, bo wszystkie jajka zamarzły w spiżarni i popękały. Przez pół godziny rozbijałem lód w cebrzyku, a teraz idę na spacer. Peggy ze wspaniałymi rudozłotymi włosami zwiniętymi na szmatkach w tańczące wokół jej głowy papiloty, biega z miejsca na miejsce, przebierając wełniane i bawełniane gałganki — prawdziwa scene de familie. Z przyjemnością chodzę przez pólko do studni po wodę do picia, słońce świeci cudownie i w jego blasku Stanley, pogrążona w śniegu maleńka wioska po przeciwnej stronie drogi, przypomina mi Włochy. [...]
Życie toczy się swoim trybem, jest piękne i nawet zmrożone liście na szybie są wspaniałym naturalnym malowidłem. Cieszmy się tym wszystkim, póki żyjemy. [...]

David Herbert Lawrence, Listy, oprac. Krystyna Stamirowska, tłum. Zofia Sroczyńska, Wydawnictwo Literackie 1984, s. 206-207.

Źródło: Płaszcz zabójcy 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz