poniedziałek, 24 czerwca 2013

Miron i Ameryka (2), czyli o Murzynach i białej rasie

Miron Białoszewski

12 październik 1982, wtorek

Rano wyglądam oknem. Domiska olbrzymie sterczą, ale ruch w dole jak w Sieradzu. Trochę samochodów i parę osób przechodzi.
Wyjście na miasto. Nie ma tłoku. Ale wsiąka się od razu w nasycenie. Sklepy. Staroświeckość ulic. Wszystkie rasy. Nie ma podziemnych przejść. Jezdnię przechodzi się wierzchem.
Zmęczenie.
Fundacja odszukana z trudem. A pani umówiona. Dała czek.
Konsulat. Konsulowie uprzejmi. Stary dom secesyjny. Obie polskie strony chętnie ustalają mój wieczór w Polskim Instytucie Nauk. Powrót. Łóżko. Dzwonią do mnie. Gadam. Buch leżeć. Jeszcze raz poniosło mnie na 42 ulicę z rozrywkami. Światła, takie graniastosłupy świateł jak na filmie, ale na krótkim odcinku. Ulice wcale nie szaleją od neonów. Murzyni, Murzyni.
To ten mój Paryż 1959 tak mnie zaszokował konwulsjami reklam, ciągami świateł. Stolicą świata. Tłumami, gąszczem pełznących samochodów. Już nigdy tak nigdzie nie było. Trochę w Kairze, na gęstość. Pewnie i ja obyłem się z efektami. Powtarzałem sobie
- więc taki jest wielki świat. Te tajemnice otwierane.
Mam lepszy pokój. Ciepło. Roleta. Cicho. Idealnie. Wyrocznia z Hożej-Niewczasowej sprawdza się.
Nie można było znaleźć po sklepach portfela (mój za ciasny na paszport) ani lemoniadek do rozpuszczania.
Dużo zaniedbania, starych chodników, spękań, bylejakości. Schody z metra najczęściej zwykłe, wcale nie ruchome.
Ważniejsze stacje mają wielkie odnogi, ciągi, skręty, tłumy, nieraz sklepy. Wychodek znaleźć trudno. 
Bardzo mi się podoba Manhattan. Jak pawi ogon, rozłożony do podziwiania i wyrywania piór. Sposób na to: energia i dolary. Teresa przez telefon daje rady. Uważać. Inni też.
W konsulacie zakłopotanie, że będą mieli nazajutrz pod oknami manifestację. Już było spokojnie, już coś nawiązywali, a tu buch! - skasowanie "Solidarności" i wybuch sprzeciwu.
Ja wysłuchuję tych i tamtych. Bo niby co innego wypada? Nie ukrywam swojego dystansu do polityki ani zmęczenia polityką, gospodarką, życiem społecznym, musem polskim. chcę inności, choćby na 6 tygodni. Świata. Ale tu problem murzyński. Opanowali Waszyngton, biali uciekają do miasteczek. Coraz wiecej tych czarnych i w N. Jorku.
Sam odczułem tu i tam możliwość niepewności siebie - białego, kiedy wracałem 87 Avenue wieczorem między raczej czarnymi niż białymi.
W Związku Radzieckim mnożą się islamczycy, żółtacy. Może to zmierzch białej rasy? Panowała na świecie krótko. Wiele dała, w myśli, sztuce. Wiele nie dała. wiele nabroiła. Uroda białych często działa. Ale - biorąc bezstronnie a tanecznie, teatralnie - to to rasa mało rytmiczna, ciężka, krowiasta, a z pretensją, leniwa, a porządnicka, niewytrzymująca konkurencji w zewnętrzności bycia, jako sztuki, w urodzie zwierzęcia.

Miron Białoszewski "Tajny dziennik", Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 802-804.

2 komentarze:

  1. "ruch w dole jak w Sieradzu. Trochę samochodów i parę osób przechodzi."

    Odkąd powstał sieradzki WORD, porównanie Mirona mocno się zdeaktualizowało :D

    OdpowiedzUsuń