niedziela, 12 stycznia 2014

Własny pogrzeb



"Leżąc tego wieczora w łóżku Nailles zaczął rozmyślać i przychodziły mu do głowy dziwne skojarzenia: Hammer i Nailles, młotek i gwóźdź, spaghetti i klopsiki, sól i pieprz, ocet i oliwa, Romeo i Julia, grzmot i błyskawica, jajka i bekon, wołowina i kapusta, szynka i ser, buty i skarpetki, uzda i wędzidło, wędka i spławik, prawda i fałsz, ryby i frytki, frak i biała muszka, panna młoda i pan młody, pies i kot, cukier i śmietana, stół i krzesło, pióro i atrament, gwiazdy i księżyc, łańcuch i kula, śmiech i łzy, mama i tata, wojna i pokój, niebo i piekło, dobro i zło, życie i śmierć, miłość i śmierć, śmierć i podatki... w końcu zasnął i miał sen.

Śniło mu się, że są w małym wiejskim kościółku, do którego chodzili czasami w lecie. Kościółek miał kształt krzyża, na podłodze leżał wytarty zielony dywan, w powietrzu zaś unosił się ostry, przygnębiający zapach werniksu. Przyszli tu na czyjś pogrzeb, bo przed prezbiterium stała trumna, ale nie mógł sobie przypomnieć, za czyją duszę mieli się modlić, i rozglądał się wokoło, żeby sprawdzić, kogo brakuje. Charlie'ego Estabrooke? Nie. siedział z lewej strony wraz z żoną. Baileya Barnesa? Bailey stał po prawej stronie z całą rodziną. Alexa Kneelanda? Eddie'ego Clappa? Jima Randolpha? Sama Farrara? Dave'a Poor? Ricka Rhodesa? Jima Stesse? A może Rogera Cromwella? Kiedy przekonał się, że cała kongregacja przybyła w komplecie, zrozumiał, że to musi być jego własny pogrzeb". [s. 73-74]

John Cheever "Bullet Park", przełożyła Wiesława Schaitterowa, Czytelnik, Warszawa 1974, s. 303.

Zdjęcie okładki: www.lubimyczytac.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz