piątek, 23 maja 2014

"Na moją bezsilność pisarską nie pomoże już żaden Sandomierz"

Jarosław Iwaszkiewicz, Sandomierz, 1950
List Jarosława Iwaszkiewicza do córki, Teresy

Sandomierz, 19 maja 1950 roku
 
Moja miła i kochana,

oczywiście w dniu dzisiejszym myślę bardzo dużo o tobie i tych dwudziestu dwóch latach, które nas dzielą od twojego pojawienia się na świat, wspominam wszystkie wspólne przeżycia, dzieciństwo twoje i młodość. Od dwóch dni jestem w Sandomierzu, już nie mogłem wytrzymać na Stawisku i w Warszawie [...] Zresztą kiepsko się czuję w Sandomierzu, bo przeziębiłem się w drodze i mam gorączkę, a poza tym rozkleiłem się naturalnie, wyrwawszy się ze swoich „ramek”. Na moją bezsilność pisarską nie pomoże już żaden Sandomierz, a miasteczko, puste i zaniedbane, robi smutne wrażenie. Jedna pociecha, że robią kanalizację! Za parę lat kwestia kakania będzie w Sandomierzu rozwiązana. [...] Ostatniej niedzieli byli Modzelewscy, Paweł Hertz i Irena Łempicka, która nie zdaje sobie sprawy ze stanu zdrowia Tadzia i projektuje jakieś wielkie wyjazdy, pogoda była śliczna i bzy cudne. Nowa gosposia zrobiła dobry obiad i sama się zaofiarowała zrobić do zupy grzybowej zamiast klusek uszka. Ona przez dziesięć lat jeździła po Wiśle jako bufetowa na statku – i jest „wodniaczka” – podobna do Zosi Świerczyńskiej, tylko o połowę (dosłownie) mniejsza. Paweł był wyjątkowo miły i nie robił min „ph”. Niestety musiałem o 4-tej jechać do Otwocka na odczyt – w upalny piękny dzień majowy, i to w niedzielę – było to wielką ofiarą. Nie dziw się, że tak źle piszę, ale ręce mi się trzęsą po noszeniu mojego potwornie ciężkiego bagażu, w Skarżysku trzeba było nosić te kufrzyska na przestrzeniach kilometrowych, taka tam głupia stacja. [...] 
Mam olbrzymie zamiary literackie na mój Sandomierz, ale pewnie nic z tego nie wyjdzie, bo wydechuję zmęczenie i do niczego się nie biorę, na Zielone Święta mama przyjedzie do mnie, to mi też parę dni zabierze, a potem trzeba wracać, bo w czerwcu wielki Zjazd Literatów z otwarciem Domu Literatury, tego na Krak[owskim] Przedmieściu, i różnymi wielkimi fetami. Bardzo to będzie męczące. Myślę, że naprawdę wypocznę, jak mama w lipcu pojedzie z dziećmi do Ustki. Mam zamiar tam pojechać na imieniny mamy i nareszcie zobaczyć, jak ta Ustka wygląda.
[...] Jaki cudny dzień dzisiaj, akacje przed moim domem w pełnym kwiecie – a w domu zostawiłem rozkwitające wino i irysy – susza zresztą potworna i deszczu nie było już od l maja!
Całuję Cię serdecznie i do serca przyciskam, Eugeniusza pozdrawiam, myślę b[ardzo] dużo o tobie, nie tylko dzisiaj – twój


Tata


Jarosław Iwaszkiewicz, Listy do córek, oprac. Anna i Radosław Romaniukowie, Państwowy Instytut Wydawniczy 2009, s. 247–248.

Źródło fragmentu: Płaszcz zabójcy

3 komentarze:

  1. 1950 rok. W następnym pojawiłam się na świecie.
    Jak widzę na zdjęciu pisarza też interesowały gliniaki jak mnie.
    Takie listy czyta się z wielkim sentymentem. Wybrzmiewa z niego ojcowskie uczucie i ten podpis "tata".

    OdpowiedzUsuń
  2. Sandomierz na pewno by pomógł ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje oczarowanie prozą Iwaszkiewicza trwa od lat wielu. A teraz na razie udaje mi się czytać jedną jego książkę w miesiącu i za każdym razem sięgam po kolejny tytuł z wielką ochotą i radością. A Sandomierz, mnie oczywiście kojarzy się najbardziej z odnalezieniem po latach pana Zbigniewa... Wszak dzięki wycieczce do tego miasta postanowiliśmy zboczyć z trasy i Cię nawiedzić!

    OdpowiedzUsuń